Wigilijne tradycje

12/30/2015 Unknown 1 Comments

Cześć! Dawno mnie tutaj nie było, a to wszystko przez Święta Bożego Narodzenia i mnóstwo zmian u mnie. Ale jestem nareszcie i pomyślałam, że opowiem Wam o tym co je się u mnie w domu na Wigilię i w Święta. Szczerze mówiąc, najbardziej liczę na to, że napiszecie mi co można znaleźć na Waszych stołach w te szczególne dni. Każdy ma swoje zwyczaje i tradycje i uważam, że super byłoby poznać chociaż część z nich. Zapraszam do wspólnego dzielenia się pysznymi opowieściami!

U mnie w domu Wigilię zaczynamy od przeczytania fragmentu Ewangelii o narodzeniu Chrystusa, później się modlimy i dzielimy opłatkiem. To co z opłatka zostanie zjadamy, maczając w miodzie. Tradycyjnie też każdy z nas zjada kawałek chleba umoczony w miodzie. 
Jako pierwszy na stole pojawia się mój absolutny faworyt - barszcz czerwony z uszkami, uwielbiam:) Następnie połowa rodziny zjada zupę grzybową, z prawdziwków najczęściej lub innych leśnych grzybów. Ja tylko próbuję odrobinkę, bo nie przepadam za grzybami. Później jemy rybę z ziemniakami i kapustą z grochem i/lub grzybami. W tym roku był karp, ale zdarzały się też inne ryby, często jedliśmy filety kiedy ja i moje siostry byłyśmy małe i nic innego nie chciałyśmy zjeść :) Dania popijamy oczywiście kompotem z suszu, mama dodaje do niego świeżych jabłek, żeby nie był tak bardzo ostry w smaku. 
Zwykle po tych potrawach robimy przerwę, czas na prezenty i śpiewanie kolęd. Kiedy nasze brzuchy troszkę odpoczną podajemy pierogi - wiadomo, u Pierogów muszą być pierogi :) Są one z owocami: jagodami, jabłkami, truskawkami. Jemy też czasami kluski z makiem a w ostatnich latach bardzo zasmakowała nam kutia. Jeśli chodzi o Wigilię to byłoby na tyle. Na więcej nikt nie ma miejsca :)
Na Święta przygotowujemy też kilka ciast: ogrom pierniczków, które samodzielnie ozdabiamy w najróżniejsze wzory i hasła, dwa makowce (przepis na te właśnie makowce mojej mamy pojawi się niedługo na blogu), sernik (w tym roku były dwie wersje, żeby wszystkich zadowolić - "czysty" sernik z polewą czekoladową oraz sernik z brzoskwiniami), zawsze też pieczemy jeszcze jedno lub dwa inne ciasta, w tym roku był to "3-bit", przynajmniej tak się nazywa ale moim zdaniem to skrzyżowanie 3-bita z rafaello :D Czasami są też ciasteczka kruche z cukrem lub rogaliki z makiem.
A jeśli chodzi o jedzenie jakie przygotowujemy na same Święta to zwykle jest to sałatka warzywna i jakaś druga, w tym roku śledziowa, ale lubimy tutaj eksperymentować z najróżniejszymi rodzajami. Mamy też zatrzęsienie wędlin, często pochodzących z własnego wyrobu (znajomych, nie naszego :)) oraz mnóstwo serów. Nie jemy ogromnie dużo, po prostu chcemy cieszyć się Bożym Narodzeniem i dobrym towarzystwem. 
Ja generalnie mogłabym się obyć o samych ciastach przez Święta, Wigilii nie licząc :)

I to tyle, tak wyglądają u mnie Święta Bożego Narodzenia. Bardzo lubię ten czas i  same przygotowania. Zapachy wydobywające się wtedy z kuchni są nieziemskie :)

Napiszcie mi koniecznie co Wy jecie na Wigilię i w Święta, jakie macie tradycje i jak spędzacie ten czas. Jestem ogromnie ciekawa!

Życzę Wam szalonego i pysznego Sylwestra! Bawcie się świetnie! 

1 komentarze:

Żółte makaroniki bananowe i kakaowe

12/14/2015 Unknown 3 Comments

Nareszcie nadeszła pora na przepis na makaroniki. Obiecałam go już kilku osobom jakiś czas temu, ale musiałam przetestować jeszcze kilka wersji i dojść do odpowiedniej wprawy, żeby móc się wypowiedzieć. 
Francuskie makaroniki to dosyć skomplikowane ciastka i jeśli nie wyjdą Wam za pierwszym lub którymś kolejnym razem, nie zrażajcie się, w końcu nauczycie się właściwie je przygotowywać. Mnie zajęło to naprawdę wiele czasu, niekiedy makaroniki wychodziły udane a kiedy indziej zupełnie nie. Więc nie poddawajcie się! W końcu się uda.
Robiłam makaroniki i na bezie francuskiej i na bezie włoskiej. W zasadzie, nie ma znaczenia jaką metodą je przygotowujecie, natomiast według mnie na sam początek lepsza jest beza francuska. Jeśli chodzi o makaroniki na bezie włoskiej zawsze korzystam z przepisów ze strony Moje wypieki, i serdecznie je polecam. Natomiast te, które pokażę dzisiaj powstały z bezy francuskiej a przepis możecie znaleźć tutaj. Przepis spolszczyłam, nieco zmieniłam ilości i wzbogaciłam o kilka wskazówek z własnych obserwacji. Jeśli chodzi o przepisy na kremy to czekoladowe ganache pochodzi ze strony Moje wypieki (oczywiście) a krem bananowy to mój pomysł :)
Ale się rozpisałam... Zapraszam do wspólnego pieczenia :)

Składniki: (na około 42 ciastka o średnicy 4 cm)

Ciastka:

  • 140 g białek (około 4 białek)
  • 65 g cukru
  • 260 g cukru pudru
  • 160 g migdałów bez skórki lub mąki migdałowej
  • szczypta soli
  • barwnik (ja używam w proszku, nie rozrzedza dodatkowo masy)

Krem bananowy:
  • 1 banan
  • 1 żółtko
  • 1/4 łyżki mąki pszennej
  • 50 g miękkiego masła
  • 1 łyżka cukru
  • 10 gram cukru pudru

Czekoladowe ganache:
  • 75 ml śmietanki kremówki
  • 75 g gorzkiej czekolady (mleczna nie jest do tego celu zbyt dobra, próbowałam)

Białka muszą być w temperaturze pokojowej!
Migdały mielimy na drobną mączkę (lub kupujemy gotowe zmielone, ale uwaga, zmielone często są ze skórką, ja takie kupiłam niestety, nie ma to dużego wpływu, ale makaroniki będą miały takie ciapki jak widać u mnie na zdjęciach). Do zmielonych migdałów dodajemy cukier puder i przesiewamy razem przez sitko o drobnych oczkach. Zostanie nam zapewne nieco cząstek, które są zbyt duże żeby je przesiać, nie dodajemy ich do przesianej części ale odkładamy, możemy je schrupać :) Nie nadają się do ciastek ponieważ zaburzą gładką powierzchnię makaroników a tego nie chcemy. Tak przesiane składniki odstawiamy.
Do czystej i suchej miski (najlepiej metalowej) wlewamy białka i wsypujemy szczyptę soli. Ubijamy, aż powstanie delikatna piana. Następnie stopniowo dosypujemy cukru, ciągle ubijając. Teraz ważna część: ubijamy dosyć długo (mnie zajmuje to około 5 minut mikserem ręcznym) aż powstaną nam 'sztywne czubki'. Jak sprawdzić czy takie już mamy? Co jakiś czas przerywamy miksowanie, mieszamy masę mieszadłami do miksera (dosłownie dwa ruchy ręką) i wyciągamy je podnosząc tak jakbyśmy chcieli miksować sufit :). Jeśli tak powstałe na mieszadłach czubki przekrzywiają się - ubijamy dalej, jeśli są idealnie sztywne to znak, że osiągnęliśmy oczekiwaną konsystencję. Na koniec wsypujemy odrobinę barwnika, aby uzyskać pożądany kolor i miksujemy do połączenia, nie dłużej (ja dodaję odrobinę barwnika na koniec łyżeczki). Teraz najtrudniejsza część - mieszanie. Warto obejrzeć kilka filmów na youtubie i zobaczyć jak prawidłowo mieszać masę na makaroniki, mnie to na prawdę pomogło. Do bezy dodajemy migdały z cukrem pudrem w trzech turach, za każdym razem mieszamy szpatułką zgarniając masę z brzegów. Ważne jest, żeby ani nie mieszać zbyt krótko ani zbyt długo. Masa powinna być dosyć gęsta, opadająca ze szpatułki ale nie płynna. Tak przygotowaną masę przekładamy do rękawa cukierniczego i wyciskamy makaroniki o średnicy około 3-3.5 cm na papier (lub na matę do makaroników) trzymając tylkę prostopadle do blachy. Pamiętamy, że ciastka nieco się rozpłyną, zostawiamy między nimi sporo miejsca. Następnie uderzamy kilkukrotnie blachą o blat, tak, żeby pozbyć się pęcherzyków powietrza z makaroników. Gotowe ciastka odstawiamy na około 30 minut do wyschnięcia. Gotowe do pieczenia makaroniki przy delikatnym dotknięciu opuszkiem palca nie powinny się do niego kleić. Jeśli już są wysuszone nagrzewamy piekarnik do 150 stopni (ja piekę z termoobiegiem) i pieczemy 10-15 minut, tak, żeby nie były zarumienione ale łatwo odchodziły od papieru. Warto sprawdzić jedno ciastko, czy nie rozrywa się przy podnoszeniu, jeśli tak, pieczemy jeszcze minutkę lub dwie. Upieczone wyjmujemy z piekarnika i zostawiamy do wystudzenia. W tym czasie przygotowujemy kremy.
Jeśli powstała nam charakterystyczna dla makaroników stopka - możemy być z siebie dumni :) Jeśli nie, warto następnym razem zwrócić większą uwagę na mieszanie i suszenie.

Kremy
Czekoladowy: 
Śmietankę kremówkę podgrzewamy ale nie doprowadzamy do wrzenia (trzymamy na ogniu aż dookoła pojawią się bąbelki), zdejmujemy z ognia i wrzucamy podzieloną na kostki czekoladę i odstawiamy na 5 minut. Po tym czasie mieszamy dokładnie, aż powstanie gładka masa. Odstawiamy do wystudzenia i zgęstnienia (można włożyć na moment do lodówki, ale uwaga bo szybko zastyga).

Bananowy:
Banana miksujemy, dzielimy na pół. Jedną połowę zagotowujemy z łyżką cukru (aż zacznie lekko wrzeć). Drugą połowę miksujemy z żółtkiem i mąką na gładką masę. Powoli dodajemy ciepłe do zimnego ciągle miksując. Następnie stawiamy znów na ogniu, zagotowujemy i odstawiamy do wystudzenia. Miękkie masło ucieramy z cukrem pudrem na puszystą masę. Stopniowo, po łyżeczce, dodajemy wystudzoną masę bananową cały czas miksując aż uzyskamy gładki krem. 

Kiedy makaroniki są już wystudzone a kremy gotowe, zabieramy się za nadziewanie. Odklejamy makaroniki od papieru i układamy spodem do góry. Na jedną część nakładamy łyżeczkę kremu (albo czekoladowego albo bananowego, kremów jest tyle, że idealnie starczają na przygotowaną porcję ciastek). Będziemy mieli połowę makaroników z kremem bananowym a połowę z czekoladowym. Ciastko z nałożonym kremem przykładamy ciastkiem bez kremu, składamy jak kanapki, i lekko dociskamy.
Gotowe makaroniki przechowujemy w lodówce, w zamkniętym pojemniku. Zauważyłam, że najlepiej jeśli nie leżą jeden na drugim, bo lubią wtedy rozmiękać, więc lepiej ułożyć je jeden obok drugiego. Najlepsze są na drugi dzień po przełożeniu.

Smacznego!

Jeśli makaroniki Wam się udały - gratuluję, jeśli nie - nie poddawajcie się i próbujcie znowu!

Chętnie zobaczę jak wyglądają Wasze makaroniki więc jeśli tylko macie ochotę to przesyłajcie do mnie swoje dzieła :)

3 komentarze:

Kopczyki Krecika

12/07/2015 Unknown 2 Comments

Nie wiem dlaczego ale drażni mnie trochę, że kopiec kreta jest kopcem dopóki ktoś nie zje pierwszego kawałka. Dlatego właśnie przyszedł mi kiedyś pomysł na malutkie kopczyki dla każdego. Mój tata nazywa je kopczykami Krecika, uważam, że to bardzo wdzięczna nazwa dlatego zostaje :) Kopczyki są nieco pracochłonne ale pyszne, wilgotne i piękne. Wszystkim bardzo smakują i robią wrażenie. Koniecznie spróbujcie!

Składniki: (na 18 babeczek)

  • 340 g mąki (2 szklanki)
  • 150 g cukru (3/4 szklanki)
  • 1,5 szklanki maślanki
  • 150 g masła
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 4 łyżki kakao
  • 2 jajka
  • 1,5 banana
  • 1 śmietanfix
  • 350 ml śmietanki kremówki
  • 50 g gorzkiej czekolady
  • 3 łyżki cukru pudru

Nagrzewamy piekarnik do 160 stopni z termoobiegiem. Mąkę, proszek, sodę i kakao przesiewamy do miski. W drugiej misce ucieramy mikserem masło z cukrem na gładką, puszystą masę. Następnie dodajemy po jednym jajku, miksując dokładnie po każdym dodaniu. Do tej masy dodajemy następnie na przemian suche, przesiane składniki z maślanką, mieszając łyżką lub szpatułką, do połączenia. Ja robię to w dwóch lub trzech turach. Formę na muffinki wykładamy papierowymi foremkami, następnie wykładamy ciasto po równo, tak aby powstało 18 babeczek. Gniazda powinny być prawie całe wypełnione ciastem. (Jeśli macie foremkę na 12 babeczek, upieczcie najpierw jedną turę a następnie drugą. Ja używam dodatkowo sześciu silikonowych foremek na babeczki, żeby upiec wszystkie naraz, dobrze trzymają kształt). Babeczki pieczemy przez około 25 minut lub do suchego patyczka. Gotowe wyjmujemy z piekarnika i studzimy. 
Kiedy babeczki są już całkiem zimne, każdej z nich odcinamy kapelusz i kruszymy, żeby powstały okruszki do obsypania kopczyków.
Trzemy czekoladę na grubej tarce i odstawiamy. W osobnej misce ubijamy na sztywno śmietankę kremówkę. Najpierw ubijamy ją tylko troszkę, żeby lekko się ubiła, potem dodajemy śmietanfix z cukrem pudrem i ubijamy aż będzie sztywna. Na sam koniec wrzucamy startą czekoladę i delikatnie mieszamy.
Banany obieramy ze skórki, kroimy wzdłuż na pół i następnie na 18 części.
Na babeczkach z obciętymi kapeluszami układamy po kawałku banana, na to nakładamy łyżkę bitej śmietany (dosyć kopiastą łyżkę) i obsypujemy okruszkami, żeby w miarę szczelnie przykryły śmietanę. To najtrudniejsze zadanie, ale jak już się powiedzie, będziecie dumni ze swojego dzieła :)

Pyszne kopczyki Krecika gotowe, pozostaje tylko je spałaszować :)
Smacznego!


 Świetnie nadają się do kawy! Nie są przesłodzone. W sam raz :)

2 komentarze:

Naleśniki ze szpinakiem

11/29/2015 Unknown 0 Comments


W te białe dni, które właśnie nastały (przynajmniej u mnie) warto wprowadzić do kuchni nieco koloru, stąd propozycja na naleśniki z mocno zielonym nadzieniem. Przepis dostałam kilka lat temu od mojej koleżanki, u której po raz pierwszy jadłam szpinak i muszę przyznać, że zasmakował mi bardzo. Może to dlatego, że w dzieciństwie nikt nie kazał mi go jeść i nie mam żadnego urazu :) W każdym razie, przepis dostałam w formie ustnej więc ten, który proponuję dzisiaj może się różnić od tego, który faktycznie dostałam, ale nie ma to większego znaczenia bo naleśniki są przepyszne i bardzo sycące. Można do farszu dodać usmażoną na patelni, pokrojoną w kostkę pierś z kurczaka ale ja wolę farsz z samym szpinakiem.

Składniki: (na 6 naleśników)

Naleśniki:
  • 100 g kwaśnej śmietany
  • 1 jajko
  • 1/2 łyżeczki cukru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 100 g mąki
  • 125 ml wody mineralnej (najlepiej gazowanej)

Farsz:
  • 450 g mrożonego lub świeżego szpinaku
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 3 łyżki oleju
  • 200 g żółtego sera
  • 1 jajko
  • sól i pieprz 

Wszystkie składniki na naleśniki miksujemy ze sobą na gładką masę. Jeśli jest zbyt gęsta możemy dodać odrobinę mleka (ale naprawdę odrobinę). W trakcie wykonywania farszu spokojnie możemy piec naleśniki, na średnim ogniu, z obu stron naturalnie :) Gotowe naleśniki odkładamy na talerz, jeden na drugim, tam niech czekają na nadziewanie. 
Cebulę i czosnek siekamy drobno. Na patelni rozgrzewamy olej i wrzucamy cebulę i czosnek, żeby się zeszkliły. Kiedy już są gotowe dodajemy szpinak i dalej trzymamy na ogniu, czekając aż szpinak się rozmrozi i utworzy się ładny farsz. W tym czasie ścieramy ser żółty na tarce o grubych oczkach. Kiedy już szpinak jest gotowy, ciągle trzymając na ogniu dodajemy jajko, dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy połowę startego sera i również dokładnie mieszamy. Na koniec solimy i pieprzymy do smaku.
Piekarnik nagrzewamy do 140 stopni z termoobiegiem, lub bez, nie ma to tutaj większego znaczenia, chcemy po prostu zapiec naleśniki z serem. Farsz rozdzielamy równo na 6 naleśników (mniej więcej po kopiastej łyżce na każdy) i zwijamy naleśniki z farszem w rulonik. Gotowe przekładamy na blaszkę lub do naczynia żaroodpornego i posypujemy pozostałym serem. Wkładamy do piekarnika na około 10 minut, aż ser na wierzchu ładnie się stopi. Podajemy od razu.

Mam nadzieję, że te naleśniki zasmakują Wam tak samo jak mnie i moim bliskim.
Jeśli macie jakieś pomysły na inne wykorzystanie szpinaku w kuchni - piszcie. Chętnie przetestuję inne przepisy z jego dodatkiem.

Smacznego!


0 komentarze:

Bardzo cytrynowy tort z bezami

11/19/2015 Unknown 1 Comments

Przyszedł czas na wykorzystanie przepisu na tort z książki "The birthday cake book", którą pokazywałam w poście o mojej podróży do Anglii
Moja siostra kończyła ostatnio 18 lat i dla niej właśnie postanowiłam upiec ten tort. Wybrałam go z dwóch względów: ponieważ uwielbiam cytryny i kwaskowate smaki oraz dlatego, że tort wydawał się dosyć prosty do przygotowania ale zarazem efektowny. Muszę przyznać, że smakował mi bardzo i jubilatce również! I na prawdę jest cytrynowo-cytrynowy :) 
Przepis przerobiłam na nieco większą foremkę niż w książce, z racji, że osób na imprezie było całkiem sporo. Koniec gadania, czas zabrać się za pieczenie!

UWAGA: Lemon curd należy przygotować dzień wcześniej.

Składniki: (na tortownicę o średnicy 28cm)

Lemon curd:
  • 3 żółtka
  • 1 całe jajko 
  • 4 cytryny
  • 220 g cukru
  • 150 g masła


Bezy:
  • 3 białka
  • 170 g cukru

Ciasto:
  • 490 g miękkiego masła
  • 490 g mąki
  • 1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 3,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 4 cytryny (starta skórka z 4 cytryn, sok z 2)
  • 490 g cukru
  • 7 dużych jajek lekko ubitych

Syrop:
  • sok z 2 cytryn (naturalnie wykorzystujemy te, z których starliśmy skórkę na ciasto)
  • 10 łyżek cukru

Krem:
  • 500 g serka mascarpone
  • przygotowany wcześniej lemon curd (ok. 550 g)

Do dekoracji:
  • 200 g płatków migdałowych (lekko przeprażonych na suchej patelni)
  • świeżo starta skórka cytrynowa (ścieramy zaraz przed podaniem)

Lemon curd:
Cytryny należy sparzyć i wyszorować. Następnie ścieramy z nich skórkę i wyciskamy sok, umieszczamy w misce. Dodajemy cukier, żółtka i jajko, mieszamy dokładnie. Miskę umieszczamy nad kąpielą wodną (w garnku zagotowujemy wodę i gotujemy na małym ogniu, nad tym garnkiem umieszczamy miskę tak aby jej dno nie dotykało wody) i mieszamy aż do zgęstnienia kremu. Gotowy krem przecieramy przez sitko, przekładamy do słoika i, kiedy tylko przestygnie, wkładamy do lodówki na całą noc. Przez noc krem uzyska odpowiednią konsystencję.

Bezy:
Piekarnik nagrzewamy do 130 stopni Celsjusza z termoobiegiem. Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Umieszczamy białka i cukier w misce szklanej lub metalowej (nie polecam plastikowych, ponieważ bardzo ciężko doczyścić je z tłuszczu, a może on przeszkodzić w dobrym ubiciu piany). Białka z cukrem ubijamy mikserem aż piana będzie błyszcząca i sztywna (ubijanie trwa od 8-10 minut). Wykładamy łyżką lub rękawem cukierniczym pianę na blaszkę tworząc bezy o średnicy około 5 cm, w dowolnym kształcie. Pieczemy przez 35-45 minut. Bezy są gotowe gdy są chrupiące z wierzchu i wydają głuchy dźwięk kiedy postukamy od spodu. Wyciągamy gotowe ciastka z piekarnika i zostawiamy do całkowitego wystudzenia. Mogą być przechowywane przez kilka dni w szczelnie zamkniętym pojemniku.

Ciasto:
Zwiększamy temperaturę piekarnika do 170 stopni z termoobiegiem. Smarujemy masłem dwie tortownice o średnicy 28 cm każda. Spód (tylko) wykładamy papierem do pieczenia. Do miski przesiewamy mąkę, sodę i proszek do pieczenia. Dodajemy startą skórkę z czterech cytryn, cukier, masło i lekko ubite jajka i miksujemy wszystko razem do połączenia. Na sam koniec dodajemy sok z dwóch cytryn i miksujemy, tylko do połączenia. Ciasto rozdzielamy równo pomiędzy obie tortownice i pieczemy przez 25-30 minut lub nieco dłużej, aż do momentu kiedy patyczek wetknięty w środek będzie suchy. Podczas gdy ciasto się piecze przygotowujemy syrop. Mieszamy sok z dwóch pozostałych cytryn i cukier. Kiedy tylko ciasta się upieką, wyciągamy je z piekarnika, nakłuwamy równomiernie wykałaczką po całej powierzchni i polewamy syropem. Odstawiamy do całkowitego wystudzenia.

Krem:
Delikatnie miksujemy serek mascarpone, tylko aby jego struktura była nieco bardziej puszysta niż po wyjęciu z pudełka. Dodajemy lemon curd i delikatnie mieszamy razem z serkiem (najlepiej łyżką lub szpatułką) tak, żeby krem był nieco "marmurkowy" a nie dokładnie wymieszany.

Przełożenie:
Kiedy placki są już całkiem zimne, kroimy każdy z nich poziomo na dwie równe warstwy. Przy przenoszeniu warstw należy BARDZO uważać, ponieważ ciasto jest dosyć delikatne i szybko się rozrywa (ja niestety jedną z warstw zepsułam totalnie, dlatego mój tort zamiast 4 warstw miał 3...). 
Umieszczamy pierwszą warstwę ciasta na desce/talerzu/podstawce na tort. Nakładamy na nią część kremu, dosyć cienką warstwą (krem należy podzielić tak, żeby została nam 1 część na wysmarowanie boków tortu), na nim kładziemy drugą warstwę ciasta i powtarzamy tę czynność aż będziemy mieć 4 warstwy, na samej górze krem. Pozostałym kremem smarujemy boki tortu. Delikatnie przyklejamy przeprażone migdały do boków tortu (ja posypałam nimi też wierzch, ale na tyle, żeby prześwitywało przez nie sporo kremu). Na wierzchu tortu układamy bezy (mnie kilka zostało, ale sądzę, że z tym może być bardzo różnie i pewnie zależy to od kształtu w jaki je uformujemy). Całość posypujemy odrobiną startej skórki cytrynowej i możemy już zapalać świeczki.

Smacznego!

PS No i wszystkiego najlepszego jeszcze raz, Jadziu!

1 komentarze:

Owsianka z karmelizowanym jabłkiem

11/16/2015 Unknown 0 Comments


Jeśli miałabym wskazać moją ulubioną propozycję na śniadanie byłaby to zdecydowanie owsianka. Jest szybka do przygotowania, pożywna, zdrowa i smaczna, po prostu idealna na poranek. Zawsze jednak staram się coś do niej dodać, a to banana, a to suszone owoce lub orzechy, to znów gruszkę. I te poszukiwania sprawiły, że postanowiłam skarmelizować jabłko :) Zainspirował mnie do tego przepis na kaszę jaglaną z karmelizowanymi gruszkami znaleziony we wrześniowo-październikowym Kukbuku, postanowiłam jednak pozostać wierna owsiance, stąd ten przepis. Jabłek wciąż w skrzynkach w piwnicy mam zapas dlatego staram się korzystać i zalewam Was przepisami pachnącymi jabłkiem :)

Składniki: (na 1 porcję)

  • 1 szklanka mleka (lub wody, ale ja nie znoszę owsianki na wodzie...)
  • 5 łyżek płatków owsianych
  • 1 łyżka masła
  • 1 łyżka cukru
  • 2 łyżki wody
  • 1 średnie jabłko
  • łyżeczka płatków migdałowych (opcjonalnie)

Na patelni roztapiamy masło, następnie dodajemy cukier i dokładnie mieszamy. Chwilę gotujemy na małym ogniu aż pojawią się bąbelki. W międzyczasie obieramy jabłko ze skórki, usuwamy gniazda nasienne i kroimy w ósemki. Dodajemy do masła z cukrem wodę (ostrożnie, będzie syczeć :)) i mieszamy dokładnie. Do tak powstałego karmelu wrzucamy jabłka i obtaczamy je, trzymając patelnię na średnim ogniu. Rumienimy w ten sposób kawałki jabłka, przewracając je od czasu do czasu. W tym czasie przygotowujemy owsiankę. Do rondelka wlewamy mleko i wsypujemy płatki, gotujemy na średnim ogniu aż zgęstnieje (ja lubię gęstą owsiankę, ale jeśli lubicie bardziej wodnistą, gotujcie krócej lub dodajcie mniej płatków). Jeśli dodajecie płatki migdałowe, wrzućcie je na suchą patelnię i przeprażcie przez 1-2 minuty. Kiedy owsianka jest już gotowa a jabłka nieco zmiękły i lekko się zarumieniły nasze śniadanie jest prawie gotowe. Na talerz nakładamy owsiankę, na nią wykładamy jabłka polewając je pozostałym karmelem i posypujemy migdałami.

Mam nadzieję, że będziecie wracać do tego przepisu tak często jak ja:)

Smacznego!

0 komentarze:

Babeczki jabłkowe z kremem waniliowym

11/10/2015 Unknown 2 Comments


Jakiś czas temu kupiłam gazetę "goodfood" i wypatrzyłam w niej wyjątkowo smakowicie wyglądający przepis na babeczki jabłkowe. Przepis ten jest autorstwa Frances Quinn, zwyciężczyni konkursu Great British Bake Off i uważam, że jest absolutnie wspaniały. Babeczki są niezwykle miękkie, pełne kawałków jabłek i bardzo słodkie. Przepis jest dosyć pracochłonny, bo w oryginale występuje jeszcze kruszonka i herbatniki w kształcie jabłek do dekoracji, ja jednak pominęłam te elementy (szczerze mówiąc z dwóch powodów: braku czasu i foremki do ciastek w kształcie jabłka...). Mimo tego babeczki wyszły bardzo szykowne i przepyszne. 
Dodam jeszcze tylko, że zrobiły absolutną furorę na 18. urodzinach mojej siostry :)

UWAGA: KREM NALEŻY PRZYGOTOWAĆ DZIEŃ WCZEŚNIEJ!

Składniki: (na 12 sztuk)

Krem:
  • 100 g cukru pudru
  • 3 łyżki budyniu waniliowego w proszku (najlepiej bez cukru)
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego
  • 600 ml śmietanki kremówki

Babeczki:
  • 3 słodkie jabłka (obrane, pozbawione gniazd nasiennych, pokrojone w drobną kostkę)
  • 3 łyżki budyniu waniliowego w proszku (najlepiej bez cukru)
  • 140 g miękkiego masła
  • 140 g cukru
  • 3 jajka (roztrzepane)
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • 150 g mąki
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
  • mielony cynamon do posypania

Jeśli macie akurat budyń z cukrem, odejmijcie z przepisu na krem 2 płaskie łyżki cukru pudru a z przepisu na babeczki 2 płaskie łyżki cukru. 

Wykonanie należy zacząć od kremu, ponieważ musi on schłodzić się w lodówce przez całą noc.

Przygotowanie kremu:
Do dużej miski lub garnka przesiewamy cukier puder razem z budyniem. Dodajemy ekstrakt waniliowy oraz 4 łyżki śmietanki kremówki i mieszamy rózgą na gładką masę. Pozostałą śmietankę podgrzewamy na małym ogniu aż zauważymy drobne bąbelki na brzegu naczynia. Śmietanka ma być gorąca ale nie może wrzeć! Następnie powoli, cały czas ubijając rózgą wlewamy ciepłą śmietankę do miski z budyniem. Gotową gładką masę przelewamy z powrotem do garnka i gotujemy na małym ogniu przez 4-6 minut, cały czas mieszając aż masa zgęstnieje. Na powierzchni kremu układamy kawałek folii spożywczej (zapobiegnie to powstawaniu kożucha), odstawiamy do ostudzenia a następnie wstawiamy do lodówki na całą noc.

Przygotowanie babeczek:
Następnego dnia rozgrzewamy piekarnik do 140 stopni z termoobiegiem (160 stopni bez termoobiegu). Wykładamy papilotkami gniazda foremki na 12 muffinów. W misce mieszamy jabłka z proszkiem budyniowym i odstawiamy. W drugiej misce ucieramy mikserem masło z cukrem na lekką, puszystą masę. Porcjami dodajemy jajka, miksując po każdym dodaniu. Wlewamy ekstrakt waniliowy i miksujemy. Wsypujemy mąkę z proszkiem i sodą i mieszamy łyżką aż składniki się połączą. Dodajemy jabłka i mieszamy. Gotowe ciasto rozdzielamy pomiędzy gniazda foremki (przez dodanie jabłek ciasto stanie się "kanciaste", ale nie przejmujmy się tym, podczas pieczenia babeczki ładnie się zaokrąglą). Pieczemy przez 20 minut aż wierzch się zarumieni a patyczek wetknięty w środek będzie suchy. Wyjmujemy babeczki na kratkę, żeby wystygły.

Wyjmujemy schłodzony krem z lodówki i ubijamy mikserem na puszystą masę. Przekładamy do rękawa cukierniczego i wyciskamy na babeczki w dowolnym kształcie (ja nie jestem mistrzem rękawa dlatego jak na razie ograniczam się do podstawowego kształtu, który nazywam ślimakowym stożkiem :)). Wierzch posypujemy cynamonem. Babeczki należy przechowywać w lodówce.

Smacznego!
PS1 Niedługo pojawi się pierwszy wypiek z mojej książki "The birthday cake book" :) 
PS2 Rodzice zabrali ze sobą w podróż aparat i musiałam się posiłkować aparatem w telefonie. Babeczki przez to na zdjęciach nie wyglądają tak pięknie ale koniecznie spróbujcie zrobić je sami, nie pożałujecie :)

2 komentarze:

Spaghetti z sosem pomidorowym

10/31/2015 Unknown 0 Comments


Mimo, że nie przepadam specjalnie za spaghetti ani za pomidorami to ten przepis jest tak pyszny, że nawet mnie spaghetti smakuje :) Jest bardzo prosty i przyjemny do wykonania i zarazem bardzo ale to bardzo smaczny. Pochodzi z książki Sophii Loren "W kuchni z miłością", wprowadziłam w nim jednak kilka własnych poprawek. Spróbujcie koniecznie!

Składniki: (na 6 porcji)

  • 1,5 kg pomidorów
  • 50 ml oliwy z oliwek
  • 4 ząbki czosnku
  • 2 łyżeczki soli (nie kopiaste ani niezbyt płaskie :) )
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii (można zamiast niej dodać kilka listków świeżej)
  • 1 płaska łyżeczka pieprzu
  • 3 łyżeczki cukru (kopiaste)
  • 400 g makaronu do spaghetti
  • 80 g parmezanu (opcjonalnie)

Pomidory zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na około 5 minut, następnie obieramy je ze skórki. Dzięki zalaniu wrzątkiem skórka pięknie schodzi nawet z najbardziej opornych sztuk :). Obrane pomidory miksujemy na gładko, tak aby były całkowicie rozdrobnione, żeby powstał taki sok pomidorowy. Na patelni (dużej) lub w garnku rozgrzewamy oliwę. Czosnek obieramy, siekamy drobno i wrzucamy na rozgrzaną oliwę, podgrzewamy na dużym ogniu do zrumienienia. Do oliwy z czosnkiem wlewamy zmiksowane pomidory, dodajemy cukier, sól, pieprz i bazylię, mieszamy. Na średnim ogniu gotujemy sos przez około 1 godzinę aż się zagęści. Sos zredukuje się o około połowę przez ten czas i z zupełnie wodnistego zamieni się w gęsty sos. Warto spróbować sosu podczas gotowania, jeśli będzie zbyt kwaskowaty śmiało możemy dorzucić jeszcze jedną łyżeczkę cukru, to właśnie on pozwala pozbyć się kwaskowatości z pomidorów. W między czasie ścieramy parmezan na drobnej tarce. Kiedy nasz sos jest już prawie gotowy, zagotowujemy wodę na makaron. Kiedy zacznie wrzeć solimy ją i zwiększamy ogień na maksymalny, następnie wrzucamy makaron i gotujemy według instrukcji na opakowaniu. Gotowy makaron odcedzamy i przelewamy zimną wodą. Kiedy makaron będzie gotowy, sos też powinien już odpowiednio zgęstnieć. Przekładamy makaron do dużej miski lub garnka (ja najczęściej używam do tego garnka, w którym makaron się gotował, jest nadal ciepły dzięki czemu spaghetti wolniej będzie stygło), wlewamy do niego sos i wsypujemy połowę parmezanu. Wszystko dokładnie ze sobą mieszamy. Na talerze nakładamy porcje i posypujemy obficie pozostałym parmezanem.
I gotowe!
Smacznego!

0 komentarze:

Zupa krem z dyni

10/23/2015 Unknown 0 Comments


Dyniowy czas powoli się kończy, ale póki dyń w sklepach jest jeszcze mnóstwo warto z tego skorzystać i przygotować zupę krem. Wśród moich najbliższych ta zupa to niezmiennie jesienny hit. Jest delikatna, jak to krem - kremowa, pożywna i bardzo ładnie wygląda. Nie wahajcie się ani chwili i koniecznie wypróbujcie!

Składniki: (na około 10-12 porcji)
  • 1.5 kg dyni (obranej ze skórki i z usuniętym miąższem ze środka)
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 30g łyżki masła
  • 1.5 litra bulionu (najlepiej gdy będzie to prawdziwy bulion, ale jeśli takiego akurat nie mamy można również rozpuścić 1 kostkę rosołową w 1.5 litra gorącej wody)
  • pół łyżeczki gałki muszkatołowej mielonej
  • sól i pieprz
  • kwaśna śmietana do dekoracji
  • groszek ptysiowy

Na początek najlepiej zacząć od przygotowania dyni, gdyż jest to najbardziej pracochłonny proces przygotowywania zupy. Dynię obieramy ze skórki i wyciągamy łyżką miąższ z nasionami ze środka, nie będą nam potrzebne. Następnie kroimy dynię w kostkę mniej więcej o wielkości 2 cm x 2 cm. Cebulę i czosnek kroimy drobno. Masło rozpuszczamy w garnku, w którym będziemy przygotowywać zupę (istotne, żeby garnek był nieco większy niż ilość zupy, którą przygotowujemy ze względu na to, że podczas gotowania dyni jeszcze w kawałkach wygodniej będzie nam w większym garnku bez ryzyka kipienia i innych tego typu historii :) ). Do rozpuszczonego masła wrzucamy cebulę i czosnek, podgrzewamy mieszając aż do zeszklenia. Następnie wrzucamy pokrojoną dynię i zalewamy bulionem. Bulionu powinno być tyle, żeby nie przykrywał w całości kawałków dyni, najlepiej, jeśli dynia wystaje ponad wodę około 1 cm. Zupę zagotowujemy i gotujemy na średnim ogniu aż do zmięknięcia dyni (około 25 minut). Kiedy dynia jest już miękka, blendujemy całość na gładki krem. Doprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową. (Osobiście uwielbiam gałkę muszkatołową, dlatego czasami dodaję jej nieco więcej, ale to zależy również od intensywności smaku konkretnej dyni, najlepiej znaleźć dla siebie optymalną ilość. Ale pamiętajcie, krem z dyni bez gałki muszkatołowej nie smakuje już tak pysznie...) Podajemy z kleksem kwaśnej śmietany i garścią groszku ptysiowego lub grzanek z czerstwego chleba.

Smacznego!

0 komentarze:

Angielskie smaczki

10/19/2015 Unknown 2 Comments


W ciągu ostatnich dwóch tygodni bardzo wiele się wydarzyło, odwiedziłam Anglię, zwiedziłam wiele pięknych miejsc i jadłam baaaardzo dużo i bardzo różnorodnie. To wszystko za sprawą moich wspaniałych gospodarzy, którym ogromnie za ten czas dziękuję! Dzisiejszy post będzie o jedzeniu głównie, ale trochę inaczej niż do tej pory, bez przepisów, za to z dużą dawką inspiracji.
Na samym początku mojej wizyty dostałam przepiękny prezent urodzinowy (chwilę na mnie czekał ale było warto!). Czekoladki i herbata z urodzinowej edycji Harrodsa. Od mojej pierwszej styczności z Harrodsem, jestem absolutnie urzeczona pięknymi opakowaniami oraz dbałością o detale. Czekoladki zostały zjedzone w trybie prawie natychmiastowym, a herbata ma bardzo oryginalny smak, myślę, że będzie mi wiernie towarzyszyć w zimne jesienne (i już niedługo zimowe) wieczory.
Oprócz tych pyszności dostałam książkę Fiony Cairns (to kobieta, która wykonywała tort na wesele Kate i Williama) "The birthday cake book". Pomysły na niektóre dekoracje są tam naprawdę szalone, ale myślę, że zbiorę się na odwagę, żeby któreś z nich przygotować. Z pewnością się pochwalę jeśli wyjdą dobrze :)
Zostałam ugoszczona po królewsku, codziennie zajadałam się wszelakimi pysznościami. Pierwszy raz w życiu jadłam przegrzebki (inaczej małże św. Jakuba) i smakowały mi bardzo, mimo iż do owoców morza podchodzę raczej nieufnie. Dostałam również sarninę, śmieszne małe brokułki, które wyglądały jak szparagi, ser camembert z masowanych krów, przepiórkę oraz wiele innych pyszności, którym ze zbytniego łakomstwa nie zdążyłam zrobić zdjęć... 

Oprócz tego zjadłam pysznego pająka...
Na całe szczęście głównie z czekolady :) Sam pomysł wykonania jest ogromnie inspirujący i mam już w planach wykonanie czegoś na jego bazie.

Odwiedziłam również knajpkę z 'jeżdżącym' sushi. Szczerze mówiąc, próbowałam już sushi ale w takiej formie jadłam je po raz pierwszy. Smakowało mi, zjadłam wiele różnych rodzajów, próbowałam też dodatku w postaci płatków imbiru w sosie (nie mam pojęcia jak to się fachowo nazywa). Nie jest to jednak coś bez czego nie mogłabym żyć :)
Na zdjęciu udaję, że potrafię posługiwać się pałeczkami. W rzeczywistości zupełnie mi to nie idzie... dlatego zjadałam kolejne porcje nabijając je na jedną z pałeczek :)
W wolnych chwilach przeglądałam całą masę brytyjskich czasopism kulinarnych, znalazłam wiele inspirujących przepisów i pomysłów i mam nadzieję, że uda mi się je szybko wypróbować, oglądałam fragmenty The Great British Bake Off i pierwszy raz usłyszałam o Mary Berry. Dostałam również przepis na prawdziwe brytyjskie scones. Jadłam je po raz pierwszy i ogromnie mi zasmakowały. A dodatkiem do nich w postaci clotted cream jestem po prostu oczarowana i jednocześnie zawiedziona, że tak trudno dostać ją w Polsce... Może porwę się na przygotowanie clotted cream sama, kto wie :)
Przepiękna jest ta reklama herbaty z rabarbarem :) 
A na sam koniec, pokażę Wam co kupiłam dla moich bliskich w prezencie. Otóż okazało się, że mogę kupić rodzynki w czekoladzie, ale nie takie zwykłe, najlepsze na świecie, firmy Kirkland. Kiedy byłam mała, dostawaliśmy ze Stanów Zjednoczonych od cioci i wujka zawsze kilka słoików tych rodzynek, zawsze bardzo wszystkim smakowały, no i przypominają dzieciństwo :) Dodatkowo kupiłam całą paczkę suszonego mango. Tata kiedyś przywiózł nam jedną paczkę z Tajlandii, a kiedy okazało się, że jest przepyszne, żałował, że kupił tylko jedną. 
Bardzo cieszę się, że mogłam spędzić w Anglii te dwa tygodnie. Szczególnie dziękuję moim gospodarzom za miłe przyjęcie i wszystkie rozrywki!

Jeśli macie jakieś własne wspomnienia kulinarne (i nie tylko) związane z Wielką Brytanią, produkty bądź przepisy z nią związane, które warto wypróbować lub miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć to piszcie. Bardzo chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach i przy następnej wizycie z podpowiedzi skorzystam :)


2 komentarze:

Jabłka pod kruszonką

9/27/2015 Unknown 2 Comments


Sezon jabłkowy w pełni! Ostatnio, w naszym małym sadzie przydomowym, pozbieraliśmy wszystkie jabłka z obawy przed przymrozkami i teraz tak pięknie pachnie w piwnicy, że trudno się oprzeć i nie sięgnąć po chociaż jeden owoc. Ale skoro zrobiło się okropnie na zewnątrz, pada i pada, a do tego zimno, to warto przygotować deser z jabłek na ciepło. Jabłka pod kruszonką to moje ostatnie odkrycie. Są proste do przygotowania i bardzo smaczne, a zapach roznoszący się po domu w trakcie ich pieczenia i jedzenia jest wspaniały i w domu od razu robi się przytulniej. Dosyć wstępów, zabieramy się za pieczenie.

Składniki: (na 8 ramekinów o pojemności 250 ml)

  • 1 kg jabłek
  • 8 płaskich łyżeczek cukru
  • 90 g zimnego masła + 1 łyżka do smarowania ramekinów
  • 80 g cukru
  • 140 g mąki

Mąkę, 80 g cukru i masło rozcieramy między palcami na kruszonkę. Staramy się zrobić to w miarę szybko ale tak by uzyskać w miarę jednolitą konsystencję. Gotową kruszonkę wkładamy do lodówki na czas przygotowania jabłek. Ramekiny smarujemy masłem. Jabłka obieramy ze skórki, pozbawiamy gniazd nasiennych i kroimy w kostkę (mniej więcej 1 cm x 1 cm) i rozdzielamy po równo do ramekinów. Każdą foremkę z jabłkami posypujemy płaską łyżeczką cukru. Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni z termoobiegiem (może to być też grzanie góra-dół w temperaturze 200 stopni). Wyjmujemy z lodówki kruszonkę i posypujemy nią każdą foremkę tak, aby całkowicie przykryć jabłka. Pieczemy w piekarniku przez około 30-35 minut, aż do zrumienienia kruszonki. Podajemy na ciepło, najlepiej zaraz po wyjęciu z piekarnika.

Smacznego!



2 komentarze:

Ciasto z malinami i bezową pianką

9/21/2015 Unknown 0 Comments


Przyszedł czas na to co lubię w kuchni przyrządzać (i zjadać) najbardziej, czyli słodkości. Pieczenie to właściwie moje ulubione zajęcie dlatego na blogu będzie pojawiać się bardzo dużo przepisów właśnie na wypieki. 
Jako pierwsze przedstawiam oczywiście ciasto malinowe :) Jest bardzo proste i szybkie do wykonania, a cała blaszka znika w mniej niż 24 godziny. Dlaczego? Przekonajcie się sami!


Składniki: (na foremkę o wymiarach 24 cm x 33 cm)

Kruchy spód:

200 g mąki pszennej
100 g zimnego masła
60 g cukru
1 żółtko
szczypta soli

Krem:

3 szklanki mleka
130 g cukru
120 g mąki pszennej
125 g masła
2 łyżeczki cukru wanilinowego
2 jajka
1 żółtko

Beza:

2 białka
2 łyżki cukru

Owoce:

400 g malin

Piekarnik nagrzewamy do 180°C z termoobiegiem. Wszystkie składniki na kruchy spód umieszczamy w misce, masło siekamy nożem razem z pozostałymi składnikami a następnie rozcieramy w palcach tak aby powstała kruszonka. Foremkę na ciasto wykładamy papierem do pieczenia i wysypujemy na nią kruszonkę w miarę równomiernie a następnie delikatnie przyklepujemy, żeby uzyskać w miarę zwarty spód. Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 20 - 25 min., aż do zrumienienia.

W trakcie pieczenia spodu przygotowujemy krem. 2 szklanki mleka zagotowujemy z masłem i cukrem oraz cukrem wanilinowym. W misce miksujemy ze sobą 1 szklankę mleka, mąkę, 2 całe jajka oraz 1 żółtko, tak aby uzyskać gładką masę, bez grudek. Gdy mleko się zagotuje dodajemy zmiksowaną masę i dokładnie mieszamy trzymając garnek na małym ogniu. Po uzyskaniu konsystencji budyniu zdejmujemy z ognia i odstawiamy.

Ubijamy pianę z dwóch białek aż będzie sztywna. Dodajemy cukier i miksujemy do połączenia.

Piekarnik wciąż jeszcze powinien być nagrzany, jeśli nie nagrzewamy go znów do 180°C z termoobiegiem. Na zrumieniony spód wykładamy równomiernie krem, następnie posypujemy malinami a na wierzchu układamy pianę z białek. Całość wkładamy do piekarnika i pieczemy około 10 min. aż do zrumienienia bezy.

I gotowe! Smacznego!

0 komentarze:

Tortille z kurczakiem i warzywami

9/18/2015 Unknown 0 Comments



Dzisiaj przyszła pora na przepis na coś konkretnego, jak to mówi moja mama. Tortille przygotowuje się stosunkowo łatwo, chociaż warzyw trzeba się nieco nakroić. Są o tyle przyjemnym daniem, że smakują prawie wszystkim a warzywa można dobrać do osobistych preferencji i tortille na przykład: bez papryki (dla kogoś, kto nie tknie niczego co choćby leżało koło papryki:)), można zrobić szybko i bez dodatkowego przygotowywania i gotowania czegoś specjalnie dla danej osoby. 
Zatem, przygotowani na bogactwo kolorów i smaków, zabieramy się do pracy!

Składniki:

Nadzienie:
  • 2 podwójne piersi z kurczaka
  • 4 łyżeczki przyprawy do kurczaka
  • 3 łyżki oliwy
  • 10-12 dużych tortilli
  • 1 papryka czerwona
  • 1 papryka żółta
  • 2 pomidory
  • 3 ogórki gruntowe (lub 1 duży szklarniowy)
  • pół czerwonej cebuli
  • pół kapusty pekińskiej lub sałaty lodowej

Sos ketchupowy:
  • 3 łyżki majonezu
  • 4 łyżki ketchupu
  • 2 łyżki śmietany 18%

Sos czosnkowy:
  • 3 łyżki majonezu
  • 3 łyżki śmietany 18%
  • 2 ząbki czosnku
  • sól i pieprz 


Piersi z kurczaka kroimy w kostkę, wkładamy do miski, posypujemy przyprawą, polewamy oliwą, mieszamy tak, żeby kawałki kurczaka były pokryte przyprawą i odstawiamy (najlepiej do lodówki). Pomidory, papryki i ogórki myjemy, obieramy i kroimy w kostkę. Cebulę obieramy i kroimy w cienkie plasterki. Kapustę pekińską siekamy w miarę drobno. Każde pokrojone warzywo wkładamy do osobnej miski, pozwoli to później każdemu dodać do tortilli to na co ma ochotę i przepięknie wygląda.
Rozgrzewamy patelnię, wrzucamy kurczaka i smażymy aż się zarumieni i będzie upieczony w środku. W między czasie przygotowujemy sosy. 

Sos ketchupowy: 
Mieszamy wszystkie składniki ze sobą.

Sos czosnkowy:
Mieszamy majonez ze śmietaną. Czosnek obieramy i wyciskamy do wymieszanego majonezu ze śmietaną. Doprawiamy solą i pieprzem.


Kiedy już wszystkie składniki są gotowe zabieramy się do przygotowania tortilli. Układamy placek na talerzu, środek smarujemy wybranym sosem, na nim układamy po małej garści wszystkich warzyw (ja zwykle zaczynam od kapusty, bo moim zdaniem w ten sposób tortilla najładniej wygląda:)), na warzywa wrzucamy kurczaka, polewamy drugim z sosów i zawijamy tortillę. Ilości składników zależą od naszych preferencji, jednych możemy dodać mniej, innych więcej, tak jak lubimy. Zwinięte tortille zapiekamy, ja robię to w elektrycznym grillu, można też chwilkę podsmażyć je na suchej patelni lub w piekarniku, żeby były ciepłe. 

Podajemy z odrobiną warzyw ułożonych na talerzu i ewentualnie polewamy jeszcze sosem.

Smacznego!




0 komentarze:

Malinowy koktajl

9/12/2015 Unknown 0 Comments



Jak na frambuesowy blog przystało zaczynam od przepisu mocno malinowego. W moim ogrodzie właśnie nastał czas malinowych zbiorów. Mimo chwili suszy i przerażenia, że maliny w tym tempie nie zdążą dojrzeć do pierwszych przymrozków (a wierzcie mi, na Podhalu pojawiają się bardzo wcześnie), obecnie krzewy wręcz uginają się od owoców, ku uciesze całej rodziny a szczególnie mojej.

Mimo, że wakacje minęły, myślę, że pijąc ten koktajl poczujecie się jakbyście znowu na nich byli. Łączy w sobie wszystko co najpiękniejsze w malinach: smak, zapach i kolor. Sami się przekonajcie!



Składniki:

- 500 g malin (garść pozostawić do dekoracji)
- 2 duże jogurty naturalne (po 400 g) - ja użyłam jogurtów typu greckiego
- 7.5 łyżki cukru

Wszystkie składniki zmiksować razem. Gotowy koktajl rozlać do szklanek (podana ilość starcza na 6 szklanek). Udekorować malinami i pokruszoną bezą.

Smacznego!

0 komentarze: